„W Tarnowie do MOPS trafił list alarmujący o złym przeznaczeniu środków z „500 plus”. Po weryfikacji okzało się, że rzeczona rodzina nie złożyła jeszcze nawet wniosku o to świadczenie wychowawcze”

Pobudka. Otworzyłam oczy i poczułam, że w głowie wciąż mi ciężko jakoś, po wczorajszym. Odsunęłam chłopa, który z butami leżał w poprzek łóżka i chwiejnie stanęłam na nogach. Po omacku poszłam do kuchni, gdzie drżącą ręką nalałam sobie do pełna. No, nareszcie lepiej. Jak człowiek wypije, to czuje, że żyje. Przypomnialam sobie, że dzieciaki od czterech dni nie jadły, bo mamusia z tatusiem poszli w odwiedziny i zapomnieli wrócić. No, ale wróciliśmy – pomyślałam – mają szczeniaki szczęście w życiu. Podniosłam z podłogi tylko trochę rozdeptaną czekoladę – No, krótko leżała – zachichotałam.
– Dzieciaki, chodźta, mata jeść – wrzasnęłam. Ze wszystkich kątów domu zaczęły wyłazić kudłate, zaropiałe stwory w podartych podkoszulkach.
– Mamo, mamo, jedzenie przyniosłaś – dzieciaki zaczęły całować mnie po rękach i łapać za nogi.
– No, no, wiecie komu mamy dziękować za czekoladę i że rodzice nareszcie mają trochę radości w życiu -ukradkiem otarłam łzę z oka.
Zza rządka butelek po wódce stojących na parapecie, wyciągnęłam święty obrazek. Poplułam na szkło, żeby przejaśniało i starłam pajęczynę snującą się z ramek. Przed nami rozjarzyło się poczciwe oblicze Jarosława, Polskizbawa. Oparłam obrazek o butelki i zapaliłam ogarek. – A lećże po ojca – pogoniłam najstarsze.
Poleciał i nagle rozległ się bełkot, wrzask i łomot. – Ojciec zleciał z wyra i nie trafił – krzyknął najstarszy, więc zdzieliłam go po karku ścierą, żeby znał mores, szczeniak jeden.
– Zacznijcie wargi nasze chwalić PISu pana, za te grube tysiące, co płaci od rana! Dzięki Ci, Jarosławie, nasz najmiłościwszy, co pieniądze dajesz, złych ludzi złupiwszy. Zabrałeś tym bogaczom i dałeś ubogim, ażeby uweselić nasze skromne progi.
Śpiewaliśmy głośno i wyraźnie, zerakając na pluskwę niezbyt dobrze ukrytą w uschłym kwiatku. Wiedzieliśmy, że sam Antoni siedzi przy nasłuchu z marsem na czole i skrzętnie notuje, kto oddaje dziękczynienie, a potencjometr pokazuje mu skalę gorliwości.
– Jarosławie coś Polskę, przez tak liczne wieki, osłaniał dobrotliwie swoją szczodrą dłonią, niech Cię chwalą maluczcy, których obsypałeś łaskami i złotem, a złych tylko błotem…
Snuła się pieśń nasza ponad dachami domów, miast, wsi i przysiółków. Antoni uśmiechnął się zadowolony. Dzisiaj dziękczynienie było naprawdę szczere i gorliwe. Jarosław, oby żył wiecznie, będzie zadowolony, może nawet kota pogłaszcze…